Temat będzie lekko
kontrowersyjny, ale uznałem, że warto go poruszyć. Mowa tu o nauczycielkach,
które uprawiają seks ze swoimi uczniami. Co pewien czas w mediach pojawiają się
wzmianki o kolejnej aresztowanej nauczycielce/nauczycielu, która to współżyła
ze swoim uczniem lub też kilkoma. Czy faktycznie powinna zostać skazana? Ja
uważam, że nie!
Nie mówię tu jednak o skrajnych
przypadkach, gdzie nauczycielka lub uczeń sypiają z dzieckiem bardzo młodym,
poniżej 15 roku życia, co śmiało można nazwać pedofilią. Chodzi mi bardziej o
sytuację, gdy nauczycielka traci pracę za seks np. z licealistą. W artykułach
od razu można przeczytać jaka to jest zła, ile krzywdy mu wyrządziła itp. Z
małolata każda stara się zrobić ofiarę – niekiedy dochodzi do tego, że nawet
sam małolat zaczyna to przedstawiać tak, jak gdyby faktycznie był krzywdzony itp.
– tak jakby sam tego nie chciał!
Ostatnio w Ameryce był podobny
przypadek, gdzie około 20 letni uczeń zamieścił na jednym z portali zdjęcie
nagiej nauczycielki – które od niej otrzymał i opisał pokrótce swój romans z
nią – trzeba tu zaznaczyć, że pisał to będąc z tego naprawdę dumnym, chwalił
się tym. Jak można było przewidzieć, całą sprawą zainteresowały się media i
władze szkoły, w której ów nauczycielka pracowała i zwolniły ją oskarżając przy
okazji o seks z nieletnim (bo w czasie gdy się razem kochali, to nie miał
jeszcze 18 lat). Co na to sam zainteresowany? Z dnia na dzień, z dumnego,
chwalącego się tą przygodą nastolatka, zmienił się w pokrzywdzonego
dzieciaka... kpina.
Swoją drogą, nie wiem jak Wy, ale
nie raz przeszła mi przez głowę myśl – szczególnie, gdy aresztowana
nauczycielka była ponadprzeciętnej urody, że dlaczego mnie to nie spotkało...
Sam miałem w liceum kilka nauczycielek, w których się „podkochiwałem”. Wtedy jeszcze
nie mówiło się o takich sytuacjach, jednak z biegiem czasu jak dowiedziałem się,
że mają miejsce, to naprawdę żałowałem – i jak wspominam tamte chwile, to nadal
żałuję, że któraś z nich mnie nie „wykorzystała”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz